czwartek, 2 kwietnia 2015

Dział trzeci - Kapitol

Nagle tracę równowagę chwieję się tak jakbym stała na jednej nodze. Boję się. Mam ochotę krzyczeć, ale nie mogę. Przypomina mi się ten dzień.
   Była trzecia, mama wyszła po coś do jedzenia, ale nie wróciła. Wtedy jeszcze po piątce, grasował świr, tak to on ją zabił z zimną krwią poderżnął jej gardło. Czuję się podobnie jak nam o tym powiedzieli, jestem cała zesztywniała mam ochotę płakać. Nie mogę tego pokazać jestem trybutem i nie pozwolę się zhańbić mam swój honor. Jeśli zacznę płakać zawodowcy, wezmą mnie za mazgaja. Muszę stanąć do walki, choćbym miała zginąć.
   W końcu nadchodzi ta chwila, podajemy sobie ręce ja i John. Strażnicy pokoju zaprowadzają nas do Pałacu Sprawiedliwości, ojca nie ma pewnie przyjdzie mi słuchać tych rzeczy o mnie, ale cóż...
Wchodzę do pokoju, nigdy nie byłam w takim. Fotele obite są aksamitem, wiem co to bo mama miała kołnierzyk z tego materiału. Nie uspokajam, się myśli o matce mnie dobijają czuję się jeszcze gorzej, odsuwam się od tego i stoję na środku jestem całkiem sama... Nagle drzwi do mojego pokoju się otwierają, mam ochotę krzyczeć Rue, Shakira! Ale ku mojemu zaskoczeniu w drzwiach stoi Harry. Och, on jest wspaniały!
- Cześć, Finch - mówi.
- Cześć Harry! - wykrzykuję i instynktownie rzucam mu się na szyję
- Wiesz zapomniałem ci powiedzieć, ale się w tobie podkochuję - mówi i całuje mnie.
- Wyjdź! - krzyczę, nie jestem przyzwyczajona do pocałunków.
- Ale, ale ja cię... - nie zdążył skończyć, bo Strażnicy pokoju się go pozbyli.
Jestem zdruzgotana też go kocham, ale do czegoś takiego nie jestem przyzwyczajona. Chcę usiąść, ale nie mogę gdyby nie ten aksamit. Jednak przełamuję strach i siadam. Z jednej strony chcę krzyczeć że to wspaniałe, a z drugiej przypomina mi się mama i jej słowa:
"Nie płacz Finch, cokolwiek zrobisz zawsze będę obok, kocham cię!" To ona była moją matką i to ją chciałabym widzieć, nagle do pokoju wchodzi macocha z Rue, a gdzie Shakira?
- Gdzie Shakira?! - drę się.
- Nie martw się o nią, jest bezpieczna - mówi macocha ze skruchą w głosie
- Nie obchodzi mnie to! Nie wierzę ci rozumiesz? Jesteś nieuczciwa, jesteś okropna! - krzyczę i wpadam w szał, czuję że wszystko we mnie pękło.
- Uspokój się Finch! - odkrzykuje.
- Mam ciebie dość! Jeśli spadnie im włos z głowy, to...  - nie kończę, bo strażnicy wyciągają Rue i macochę, w ostatniej chwili za drzwiami widzę Harrego i krzyczę:
"Zajmij się nimi, proszę!". Nie wiem czy to usłyszał, siadam na aksamitnej kanapie w końcu się wyciszam... Za dwie godziny wejdę do pociągu w którym znajdzie się Venoma i mentorka. Na reszcie jestem sama, bez świadków, bez kamer.
   Podciągam nogi do brzucha, a ręce opieram na kolanach zaczynam płakać. Ja piętnastoletnia Finch Crossley wylosowana w siedemdziesiątych czwartych Igrzyskach Głodowych z czterdziestoma siedmioma karteczkami w puli, zdawałam sobie sprawę że mogę zostać wylosowana, ale nie przypuszczałam że to będzie tak bolało... Mała Rue, moja Shakira która mnie nienawidzi. Ale kocham je nad życie, ojciec pracuje jesteśmy biedni, jeśli udałoby mi się wygrać... Och, miałabym dom w Wiosce Zwycięzców, macochy mogłabym się wreszcie pozbyć, a Shakira? Nareszcie odezwie się do mnie z uczuciem. Patrzę na wszystko na luksus, za to kapitolińskie dzieciaki powiedziałyby że ten pokój to coś strasznego. Zauważam futrzany dywan, kładę się na ziemi otulona futrem. Rozplatam włosy które wcześniej zaplotłam w warkocz. Po policzkach spływają mi strumienie łez i choć tego nie chcę zasypiam... Budzę się po dwóch godzinach, właściwie ktoś budzi mnie. Uśmiecham się, nie ze szczęścia tylko muszę tłumić śmiech. Co on sobie pomyślał? Roztrzepana dziewczyna, leżąca na dywanie. Na prawdę zrobiłam oszołamiające wrażenie. Ręką przeczesuję włosy, by wyglądać choć trochę jak człowiek. Zupełnie zapomniałam że przed stacją kolejową, będą czekać na nas kamerzyści - Matko! wykrzykuję. Fryzurę poprawiam sobie tak jak mogę. Nadal wyglądam jak z buszu.
    Wchodzę do pociągu, moim oczom ukazuje się luksus, nawet w Pałacu Sprawiedliwości nie było tak pięknie. Podłogę ścielą miękkie dywany, żyrandole są z kryształu. Kanapy obite są białym i czerwonym aksamitem. Jednym słowem jest jak w bajce. Tu tak pięknie, w piątce okropnie. Teraz rozumiem czemu kapitolińskie dzieci mówią że w dystryktach jest okropnie. Dla nich Pałac Sprawiedliwości to miejsce w którym ledwo, ledwo można by mieszkać. Dla nas to coś pięknego luksus nad luksusy nawet burmistrz nie mieszka tak pięknie. John popycha mnie do przodu, musiałam się zamyślić. Nie znam go dobrze, czasem rozmawiamy w szkole, ale to rzadko.
Jest to wysoki szatyn, ma szesnaście lat. Pracuje w elektrowni, musi... Ma brąz włosy, jego oczy są zielone, jest umięśniony i silny. Jego ojciec zginął w katastrofie, było to dawno. Dystrykt piąty był ogromny, nadal jest. Na granicy stała elektrownia, niegdyś tętniąca życiem, a dziś? Wybuchła z natężenia pracy, było tam 800 robotników wystarczyło że jeden się pomylił... Ziemia jest napromieniowana, dlatego całość jest okryta pancernym szkłem. Siadam na jednym fotelu, a chłopak obok mnie. Czekamy na mentorkę.
- Co tam u ciebie, lisku? - pyta się, a na jego twarzy pojawia się cień uśmiechu.
- Jadę na śmierć - odpowiadam i oboje wybuchamy śmiechem.
- Czyż nie powinniśmy, czuć strachu? - patrzy na mnie spode łba.
- Owszem, powinniśmy... - nie kończę, bo do pokoju wchodzi mentorka i oboje zamieramy w bez ruchu.
Mentorka siada naprzeciwko. Znana jest ze szczerości do bólu, także boję się co powie.
- Mów co masz mówić - odzywa się John.
- Mogę? A więc zaczynam - mówi z zaskoczeniem - Nie macie szans na wygraną, a jeżeli macie to naprawdę nikłe, jest naprawdę wielu zawodowców.
- Jak mamy przetrwać?! - Wtrącam się, mam dość wysłuchiwania jaką jestem niezdarna. Prawie codziennie słyszę to od matki.
- Finch, na pierwszy rzut oka jesteś łagodna wykorzystaj to - uśmiecha się do mnie, a ja trwam bez odpowiedzi.
- A ty John? Zbierz jak najwięcej punktów, może zawodowcy będą cię chcieli? Wtedy mógłbyś ich zabić nocą tak że nikt by się nie zorientował - dodaje, a ja się oburzyłam.
- Co pani robi? Nastawia nas pani przeciwko sobie? - dopytuje się.
- I tak jedno z was musi umrzeć - śmieje się. - To tyle na dziś - odchodzi z przedziału.
        Podchodzi do nas Venoma. Jest dobra, nie wiem co Kapitol jej zrobił ale nas rozumie.
- Wierzę w was - mówi szeptem. - Tam jest twój pokój John, a na przeciwko twój - mówi i spogląda na mnie. - A zapomniałabym! - krzyczy - zaraz kolacja, ubierzcie się stosownie!
- Dobrze! - odpowiadam.                                                                                                                                   W pokoju panuje przyjemny zapach. Łóżko jak większość mebli, obite jest aksamitem. Otwieram szafę, znajduje się w niej pełno ubrań. Wybieram jedną skromną sukienkę z aksamitnym kołnierzykiem. Moje buty nie są na obcasie. W łazience, leży szczotka. Przeczesuję rude włosy i plotę w warkocz. Muszę przyznać, że wyglądam nawet ładnie. W miętowej sukience i czarnych butach. Rude włosy i ogólnie wygląd lisa do tego pasują. Przez chwilę siedzę na łóżku, nie wiem jak przeżyję nie wiem czy wygram. Ale wiem że dla sióstr zrobię wszystko, absolutnie. Wyobrażam sobie co czuje Rue, zawsze stawiałam się w jej obronie. Shakira jest najbardziej lubiana przez Macochę, Rue i ja jesteśmy czarnymi owcami w oczach matki. W oczach, kręci mi się zła. Tak, to ja dziś i wczoraj bałam się dożynek. Jestem trybutką z piątki. Wychodzę z pokoju.
      Na stole w przedziale restauracyjnym jest wiele potraw. Biorę kubek czekolady i bułkę z serem. Nie jestem przyzwyczajona do tak sporej ilości jedzenia, więc kończę i odchodzę od stołu.
Mój pokój ponownie wprawia mnie w chwilowe osłupienie. Wchodzę do łazienki. Zrzucam z siebie wszystko i wchodzę pod prysznic. Od razu się rozluźniam. Wychodzę. Ubieram nocną bieliznę i wchodzę pod kołdrę. Ciepło otula mnie ze wszystkich stron, przeciekający dach i dziurawy skrawek kołdry - zniknęły. Zasypiam...
       Budzę się o czwartej. Patrzę, przez okno. Widzę Kapitol. Z jednej strony się cieszę, a z drugiej... Jestem coraz, bliżej areny...

2 komentarze: